Tytuł: Stay
Autor: Daisy Angel oraz Diana Tommo
Gatunek: romans, thriller, fanfiction,
Ocena: 7/10
Stay jest dla mnie dość dziwnym blogiem. Z jednej strony mnie ciekawi, ale z drugiej jest tak prosty, że po kilku minutach czytania odkładam go i biorę się za coś innego. Jak widać po ocenie u góry, nie będzie to zła recenzja.
Sam i Lisa są przyjaciółkami i mimo iż obie autorki - Daisy Angel i Diana Tommo, opisują ich zachowania, myśli i emocje dość wyraźnie, nie potrafię ich sobie wyobrazić. Nie wiem, jaka jest Sam, bo raz przeklina i zachowuje się jak rozwydrzony bachor, a po chwili denerwuje się na kogoś i "potrafi rozpoznać po osobie, jaka jest". Mamy dwie sprzeczności, jakby Diana nie wiedziała, jaki charakter nadać Sam. Natomiast z Lisą jest już łatwiej, Daisy bardziej wczuwa się w bohaterkę - takie odnoszę wrażenie.
Fabuła może wydawać się zwyczajna, jak typowe fanfictions, ale... pojawia się tajemniczy N i H, którzy wysyłają dziewczynom SMSy, a także ingerują w ich prawdziwe życie. Brzmi znajomo? Tak, mi też strasznie kojarzy się z serią Pretty Little Liars i przyznam szczerze, że zaprzestałam czytania po 6 rozdziale - zrobiło się zbyt znajomo, a ja coraz mniej wczuwałam się w bohaterki i historię.
Wątek romantyczny w opowiadaniu, szczerze mówiąc, nieco mnie śmieszy. Do pewnego momentu ma się wrażenie, że Luke jest zakochany w Lisie, wiedząc, jak bardzo Calum ją uwielbia, a do tego dochodzi Michael, którego dziewczyna traktuje jak chłopaka, a w rzeczywistości jedynie się przyjaźnią. Zakręcone zdanie, nieprawdaż? Tak, bo autorki nieco tutaj namieszały. Jedyny wątek miłosny, który jest wskazany wprost i nie jest zawiły, to relacja Sam i Ashtona - od razu wiadomo, że coś między nimi jest.
Jeśli chodzi o styl pisania, jest rozbity na dwa różne - bo zarówno Diana jak i Daisy piszą inaczej. Bardzo łatwo zauważyć, do której z nich należy dany rozdział, bo taką przyjęły formę. Jedna pisze jeden rozdział, druga drugi. Bardziej do gustu przypadł mi styl Daisy, ma zdecydowanie mniej błędów i bardziej lekko pisze. Zdania są raczej proste, dziewczyny nie uprzykrzają sobie życia - i bardzo dobrze.
Szablon może i nie zachwyca, ale pasuje. Mamy to, co najważniejsze. Jest spis rozdziałów, ale tylko wtedy, gdy czyta się z telefonu - nie wiem, czy to niedopatrzenie autorek, czy tak miało być specjalnie. Kolorystyka jest dobrze dobrana, szablon nie krzyczy i nie bije po oczach. Czyta się wygodnie, zarówno na komputerze, jak i telefonie. Szkoda jedynie, że wersja na wattpadzie nie jest aktualizowana - swoją drogą, ma bardzo ciekawą okładkę, o której także warto wspomnieć.
Dziewczyny dodają na początku rozdziału podlinkowaną piosenkę - osobiście z tego nie skorzystałam, bo gdy czytam mam własną muzykę, ale jak ktoś lubi, to klikać w linki jak najbardziej, czasem takie drobne rzeczy dodają historii uroku.
Cóż, nie wiem, co jeszcze dodać. Ocena to 7, głównie za braki przecinków i błędy, a także obcięłam jeden za fabułę - jak mówiłam, strasznie przypomina mi serię PLL. Czy polecam? To zależy, co kto lubi czytać. Wątpię, abym jeszcze kiedyś miała wrócić do tego opowiadania, ale jeśli o was chodzi - może warto spróbować? ;)
Koneko
Fabuła może wydawać się zwyczajna, jak typowe fanfictions, ale... pojawia się tajemniczy N i H, którzy wysyłają dziewczynom SMSy, a także ingerują w ich prawdziwe życie. Brzmi znajomo? Tak, mi też strasznie kojarzy się z serią Pretty Little Liars i przyznam szczerze, że zaprzestałam czytania po 6 rozdziale - zrobiło się zbyt znajomo, a ja coraz mniej wczuwałam się w bohaterki i historię.
Wątek romantyczny w opowiadaniu, szczerze mówiąc, nieco mnie śmieszy. Do pewnego momentu ma się wrażenie, że Luke jest zakochany w Lisie, wiedząc, jak bardzo Calum ją uwielbia, a do tego dochodzi Michael, którego dziewczyna traktuje jak chłopaka, a w rzeczywistości jedynie się przyjaźnią. Zakręcone zdanie, nieprawdaż? Tak, bo autorki nieco tutaj namieszały. Jedyny wątek miłosny, który jest wskazany wprost i nie jest zawiły, to relacja Sam i Ashtona - od razu wiadomo, że coś między nimi jest.
Jeśli chodzi o styl pisania, jest rozbity na dwa różne - bo zarówno Diana jak i Daisy piszą inaczej. Bardzo łatwo zauważyć, do której z nich należy dany rozdział, bo taką przyjęły formę. Jedna pisze jeden rozdział, druga drugi. Bardziej do gustu przypadł mi styl Daisy, ma zdecydowanie mniej błędów i bardziej lekko pisze. Zdania są raczej proste, dziewczyny nie uprzykrzają sobie życia - i bardzo dobrze.
Szablon może i nie zachwyca, ale pasuje. Mamy to, co najważniejsze. Jest spis rozdziałów, ale tylko wtedy, gdy czyta się z telefonu - nie wiem, czy to niedopatrzenie autorek, czy tak miało być specjalnie. Kolorystyka jest dobrze dobrana, szablon nie krzyczy i nie bije po oczach. Czyta się wygodnie, zarówno na komputerze, jak i telefonie. Szkoda jedynie, że wersja na wattpadzie nie jest aktualizowana - swoją drogą, ma bardzo ciekawą okładkę, o której także warto wspomnieć.
Dziewczyny dodają na początku rozdziału podlinkowaną piosenkę - osobiście z tego nie skorzystałam, bo gdy czytam mam własną muzykę, ale jak ktoś lubi, to klikać w linki jak najbardziej, czasem takie drobne rzeczy dodają historii uroku.
Cóż, nie wiem, co jeszcze dodać. Ocena to 7, głównie za braki przecinków i błędy, a także obcięłam jeden za fabułę - jak mówiłam, strasznie przypomina mi serię PLL. Czy polecam? To zależy, co kto lubi czytać. Wątpię, abym jeszcze kiedyś miała wrócić do tego opowiadania, ale jeśli o was chodzi - może warto spróbować? ;)
Koneko
Przepraszam, nie chcę być nachalna, ale kiedy pojawi się recenzja mojego bloga? Poprawiłam kolor czcionki i szablonu, aby wygodniej ci się czytało na telefonie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie martw się - już zaczęłam czytać ;) W przeciągu tygodnia powinno się pojawić ;)
UsuńDziękujemy za recenzję. :)
OdpowiedzUsuń