Tytuł: Last Chance
Autor: Take a smile
Gatunek: dramat, romans
Ocena: 3/10
Nie wiem do
końca, od czego mam zacząć. W stosunku do
tego opowiadania mam bardzo mieszane
uczucia, które trochę trudno mi poukładać; zarówno w głowie, jak i w tej recenzji. Na początku zajmę się więc czymś, co nie wymaga ode mnie
jakiejkolwiek oceny, czy subiektywnego spojrzenia na całość.
Fabuła podchodzi mi lekko pod fanfiction, choć z drugiej
strony Take a smile całkowicie odmiennie podeszła do tematu, niż John Green.
Tak, zgadza się – to opowiadanie cholernie przypomina mi Gwiazd Naszych Wina. Główną
bohaterką nie jest jednak Hazel Grace Lancaster, a Norma Clifford, a naszego
ukochanego Gusa zastępuje Ashton. I oprócz tego, że w jednej i drugiej powieści
obie dziewczyny chorują na śmiertelną chorobę, nic innego nie jest już takie
samo.
Hazel ma raka od jakiegoś czasu. Norma dowiaduje się natomiast o chorobie w wieku dziewiętnastu lat, równocześnie zdając sobie sprawę, że zostało jej dwa miesiące życia. Postanawia nie dać jednak na wygraną i razem ze swoim chłopakiem (bez ściemy, całkowicie zdrowym Ashtonem) chcę spełnić wszystkie cele, które sobie wyznaczyła, co autorka w niezwykły sposób zaznacza pod koniec każdego rozdziału: "Jej dziewiątym celem była miłość"; "Jej dziesiątym celem była wieczność".
Hazel ma raka od jakiegoś czasu. Norma dowiaduje się natomiast o chorobie w wieku dziewiętnastu lat, równocześnie zdając sobie sprawę, że zostało jej dwa miesiące życia. Postanawia nie dać jednak na wygraną i razem ze swoim chłopakiem (bez ściemy, całkowicie zdrowym Ashtonem) chcę spełnić wszystkie cele, które sobie wyznaczyła, co autorka w niezwykły sposób zaznacza pod koniec każdego rozdziału: "Jej dziewiątym celem była miłość"; "Jej dziesiątym celem była wieczność".
Ciężko jest mi wyodrębnić jakiś wątek poboczny, który mi się spodobał. Najprawdopodobniej byłby to moment, w którym Norma w jakiś sposób "zmienia" swojego brata, Michaela, nie wiadomo czy na lepsze, czy na gorsze. W każdym razie spodobała mi się ta przemiana, a Take a simle wielokrotnie ją podkreślała i dawała czytelnikom niemy znak, że cały czas o niej pamięta i to, co napisała, nie było tylko kaprysem, bo musiała dodać jeszcze jedno zdanie w wordzie, by stuknęło jej równo dwa tysiące słów.
I tu kończy się miła część tej recenzji. Moja pierwsza była pozytywna, ta będzie trochę mniej. Trochę bardzo.
Błędy. Ojej. Czytałam całe opowiadanie na telefonie i po tygodniu zabrałam się za pisanie recenzji, sądząc, że jeśli sprawdzę pod względem stylistycznym pierwszy i ostatni rozdział, to będę mogła napisać, że autorka się rozwinęła i inne takie bzdety. Tymczasem kiedy wzięłam się za poprawianie "Dziewiątego celu" (bo akurat wpadł mi w ręce, najprawdopodobniej zapisałam zakładkę do tego bloga na komputerze kiedy czytałam go po raz drugi), zauważyłam, jak bardzo się myliłam.
"Jest takie uczucie, które według niektórych jest zwykłym zachowaniem i postawą do drugiego człowieka. Ale to coś więcej. To pragnienie przebywania razem, to dążenie do szczęścia drugiej osoby, to pożądanie i namiętność. To także chęć pomocy, zrozumienie i akceptacja. Ale też kłótnie, wyzwiska, rozstania, szczerość i wierność. To naturalna potrzeba posiadania osoby, której możemy powiedzieć o najwstydliwszych momentach naszego życia, to osoba, która wie o nas wszystko, a mimo to nadal przy nas jest. To bycie razem mimo wszystkich przeszkód jakie są i pokonywanie ich razem. Tym uczuciem jest miłość, na jaką zasługuję każdy, ale niestety nie każdego ona spotyka.
I właśnie to łączyło Astona i Norme. Mimo wszystkich wzlotów i upadków byli razem. A teraz? To był kolejny dół, w, którym poniekąd razem się znaleźli. Ona, bo była śmiertelnie chora, a On, bo kochał Ją ponad życie. Siedziała teraz samotnie w ogródku, na trochę starej, drewnianej ławce, podziwiając cały piękny ogród, o, który dbała Jej matka. --- Najróżniejsze kwiaty: od zwykłych, pospolitych róż, po mniej znane i rzadziej spotykane okazy."
• Okay, rozumiem, to miał być piękny, wzruszający tekst. Ale o ile w kilku pierwszych zdaniach wyglądało to dobrze, to potem stało się uciążliwe. Próbowałam i zapewniam, że niektórych "to" można było uniknąć, a resztę czymś zastąpić. Bo w tym wypadku jest to monotonne i brzmi jak cytat przeniesiony metodą kopiuj – wklej z wikipedii.
• Wiem wiem, czepiam się. Ale tak, to powtórzenie, mimo, że te dwa słowa oddzielało tyle linijek. Po prostu to rzucało się w oczy, szczególnie, że można było zastąpić jedno albo drugie słowo innym. I ogólnie całe drugie zdanie "Ale też kłótnie, wyzwiska, rozstania, szczerość i wierność." powinno się znaleźć na końcu, bo jest tak jakby negatywne, wplecione w ciąg pozytywów. Drażni czytelnika. Ah, no i jego logika. Wnioskuje z niego, że szczerość i wierność w związku są czymś złym?
• Czas na pojedyncze słowa, ależ ja się czepiam. Pierwsze "do" jest po prostu źle użyte, bo mówi się "wobec". Dalej nie "Ashtona i Norme", tylko "Ashtona i Normę". I po trzecie – zwrotów "ona", "jej", "ją" nie piszemy nigdy dużą literą. NAWET W LISTACH SIĘ TEGO NIE ROBI. Po prostu nie.
• Znaki interpunkcyjne. Wstawiłam chyba ze trzy przecinki, poprawiłam dwa, które były w złym miejscu. I dodałam w jednym miejscu dwukropek, bo bez niego (i właśnie kilku przecinków) całe zdanie leżało.
• Zacznę od tekstu, który zaznaczyłam na niebiesko. Pomimo, że jego druga część jest przeniesiona do drugiej linijki, ba!, do drugiego akapitu, to wprowadza zamęt. Jedno zdanie mówi o tym, że miłość nie spotyka każdego, a następne o tym, że to właśnie spotkało Ashtona i Normę.
Cooooooooooooooooo. *mindfuck*
• Zacznę od tekstu, który zaznaczyłam na niebiesko. Pomimo, że jego druga część jest przeniesiona do drugiej linijki, ba!, do drugiego akapitu, to wprowadza zamęt. Jedno zdanie mówi o tym, że miłość nie spotyka każdego, a następne o tym, że to właśnie spotkało Ashtona i Normę.
Cooooooooooooooooo. *mindfuck*
Wytłumaczenie w postaci kolejnego zdania było bardzo przydatne.
A jeśli chodzi o te kreski, które dodałam na początku ostatniego zdania, to po prostu brak czasownika. To zdanie źle brzmiało, było jakby wzięte z dupy, za przeproszeniem, i nijak nie łączyło się z tekstem napisanym przed nim i po nim.
Szablon również dupy nie urywa. (Ależ się dzisiaj brzydko wyrażam!) Najprostszy, jaki się dało, z tłem w gwiazdki. Powiem szczerze, nie zachęca. Szczególnie zdobiący nagłówek cytat, któremu po pierwsze brakuje kropek po obu stronach myślnika, a po drugie cudzysłowu. Przepraszam bardzo, gdybym nie musiała, to raczej z własnej woli bym tam nie zajrzała.
Spis treści jest, z resztą w moim przypadku był bardzo pomocny, więc nie mogę się do niego przyczepić. Natomiast zakładka "bohaterowie" wydała mi się niekompletna i nieuzupełniona, czyli w skrócie niepotrzebna. Oprócz imion, nazwisk i wieku bohaterów, nie ma tam nic. W dodatku nie wszystkie występujące osoby tam są. Na przykład taka Jasmine – tyle o niej było, a nawet nie została wspomniana. Co innego Azul – pies. Bo przecież o nim nie można zapomnieć.Moja ocena to 3/10. Nie mam siły komentować tego, dlaczego. Po prostu w skrócie – pomysł jest dobry, ale samo wykonanie złe. I drażniąca mnie niesystematyczność. 1 punkt za pomysł na fabułę, drugi za przemianę Michaela, którego polubiłam, a trzeci za oryginalny pomysł z kończeniem rozdziału "celami" Pozytywy się kończą, więc i ja kończę recenzję.
V. [@evilision]
Dziękuje za recenzje! Z pewnością wezmę sobie ją do serca.
OdpowiedzUsuń