#12 - Last Chance

Tytuł: Last Chance
Autor: Take a smile
Gatunek: dramat, romans
Ocena: 3/10




 Nie wiem do końca, od czego mam zacząć. W stosunku do tego opowiadania mam bardzo mieszane uczucia, które trochę trudno mi poukładać; zarówno w głowie, jak i w tej recenzji. Na początku zajmę się więc czymś, co nie wymaga ode mnie jakiejkolwiek oceny, czy subiektywnego spojrzenia na całość.
 Fabuła podchodzi mi lekko pod fanfiction, choć z drugiej strony Take a smile całkowicie odmiennie podeszła do tematu, niż John Green. Tak, zgadza się – to opowiadanie cholernie przypomina mi Gwiazd Naszych Wina. Główną bohaterką nie jest jednak Hazel Grace Lancaster, a Norma Clifford, a naszego ukochanego Gusa zastępuje Ashton. I oprócz tego, że w jednej i drugiej powieści obie dziewczyny chorują na śmiertelną chorobę, nic innego nie jest już takie samo.
 Hazel ma raka od jakiegoś czasu. Norma dowiaduje się natomiast o chorobie w wieku dziewiętnastu lat, równocześnie zdając sobie sprawę, że zostało jej dwa miesiące życia. Postanawia nie dać jednak na wygraną i razem ze swoim chłopakiem (bez ściemy, całkowicie zdrowym Ashtonem) chcę spełnić wszystkie cele, które sobie wyznaczyła, co autorka w niezwykły sposób zaznacza pod koniec każdego rozdziału: "Jej dziewiątym celem była miłość"; "Jej dziesiątym celem była wieczność".
 Ciężko jest mi wyodrębnić jakiś wątek poboczny, który mi się spodobał. Najprawdopodobniej byłby to moment, w którym Norma w jakiś sposób "zmienia" swojego brata, Michaela, nie wiadomo czy na lepsze, czy na gorsze. W każdym razie spodobała mi się ta przemiana, a Take a simle wielokrotnie ją podkreślała i dawała czytelnikom niemy znak, że cały czas o niej pamięta i to, co napisała, nie było tylko kaprysem, bo musiała dodać jeszcze jedno zdanie w wordzie, by stuknęło jej równo dwa tysiące słów.
 I tu kończy się miła część tej recenzji. Moja pierwsza była pozytywna, ta będzie trochę mniej. Trochę bardzo.
 BłędyOjej. Czytałam całe opowiadanie na telefonie i po tygodniu zabrałam się za pisanie recenzji, sądząc, że jeśli sprawdzę pod względem stylistycznym pierwszy i ostatni rozdział, to będę mogła napisać, że autorka się rozwinęła i inne takie bzdety. Tymczasem kiedy wzięłam się za poprawianie "Dziewiątego celu" (bo akurat wpadł mi w ręce, najprawdopodobniej zapisałam zakładkę do tego bloga na komputerze kiedy czytałam go po raz drugi), zauważyłam, jak bardzo się myliłam.
 "Jest takie uczucie, które według niektórych jest zwykłym zachowaniem i postawą do drugiego człowieka. Ale to coś więcej. To pragnienie przebywania razem, to dążenie do szczęścia drugiej osoby, to pożądanie i namiętność. To także chęć pomocy, zrozumienie i akceptacja. Ale też kłótnie, wyzwiska, rozstania, szczerość i wierność. To naturalna potrzeba posiadania osoby, której możemy powiedzieć o najwstydliwszych momentach naszego życia, to osoba, która wie o nas wszystko, a mimo to nadal przy nas jest. To bycie razem mimo wszystkich przeszkód jakie są i pokonywanie ich razem. Tym uczuciem jest miłość, na jaką zasługuję każdy, ale niestety nie każdego ona spotyka. 
 I właśnie to łączyło Astona i Norme. Mimo wszystkich wzlotów i upadków byli razem. A teraz?  To był kolejny dół, w, którym poniekąd razem się znaleźli. Ona, bo była śmiertelnie chora, a On, bo kochał ponad życie. Siedziała teraz samotnie w ogródku, na trochę starej, drewnianej ławce, podziwiając cały piękny ogród, o, który dbała Jej matka. --- Najróżniejsze kwiaty: od zwykłych, pospolitych róż, po mniej znane i rzadziej spotykane okazy."
  Okay, rozumiem, to miał być piękny, wzruszający tekst. Ale o ile w kilku pierwszych zdaniach wyglądało to dobrze, to potem stało się uciążliwe. Próbowałam i zapewniam, że niektórych "to" można było uniknąć, a resztę czymś zastąpić. Bo w tym wypadku jest to monotonne i brzmi jak cytat przeniesiony metodą kopiuj  wklej z wikipedii.
 Wiem wiem, czepiam się. Ale tak, to powtórzenie, mimo, że te dwa słowa oddzielało tyle linijek. Po prostu to rzucało się w oczy, szczególnie, że można było zastąpić jedno albo drugie słowo innym. I ogólnie całe drugie zdanie "Ale też kłótnie, wyzwiska, rozstania, szczerość i wierność." powinno się znaleźć na końcu, bo jest tak jakby negatywne, wplecione w ciąg pozytywów. Drażni czytelnika. Ah, no i jego logika. Wnioskuje z niego, że szczerość i wierność w związku są czymś złym?
 Czas na pojedyncze słowa, ależ ja się czepiam. Pierwsze "do" jest po prostu źle użyte, bo mówi się "wobec". Dalej nie "Ashtona i Norme", tylko "Ashtona i Normę". I po trzecie – zwrotów "ona", "jej", "ją" nie piszemy nigdy dużą literą. NAWET W LISTACH SIĘ TEGO NIE ROBI. Po prostu nie.
 Znaki interpunkcyjne. Wstawiłam chyba ze trzy przecinki, poprawiłam dwa, które były w złym miejscu. I dodałam w jednym miejscu dwukropek, bo bez niego (i właśnie kilku przecinków) całe zdanie leżało.
 Zacznę od tekstu, który zaznaczyłam na niebiesko. Pomimo, że jego druga część jest przeniesiona do drugiej linijki, ba!, do drugiego akapitu, to wprowadza zamęt. Jedno zdanie mówi o tym, że miłość nie spotyka każdego, a następne o tym, że to właśnie spotkało Ashtona i Normę.
 Cooooooooooooooooo. *mindfuck*
 Wytłumaczenie w postaci kolejnego zdania było bardzo przydatne.
 A jeśli chodzi o te kreski, które dodałam na początku ostatniego zdania, to po prostu brak czasownika. To zdanie źle brzmiało, było jakby wzięte z dupy, za przeproszeniem, i nijak nie łączyło się z tekstem napisanym przed nim i po nim.
 Szablon również dupy nie urywa. (Ależ się dzisiaj brzydko wyrażam!) Najprostszy, jaki się dało, z tłem w gwiazdki. Powiem szczerze, nie zachęca. Szczególnie zdobiący nagłówek cytat, któremu po pierwsze brakuje kropek po obu stronach myślnika, a po drugie cudzysłowu. Przepraszam bardzo, gdybym nie musiała, to raczej z własnej woli bym tam nie zajrzała.
 Spis treści jest, z resztą w moim przypadku był bardzo pomocny, więc nie mogę się do niego przyczepić. Natomiast zakładka "bohaterowie" wydała mi się niekompletna i nieuzupełniona, czyli w skrócie niepotrzebna. Oprócz imion, nazwisk i wieku bohaterów, nie ma tam nic. W dodatku nie wszystkie występujące osoby tam są. Na przykład taka Jasmine – tyle o niej było, a nawet nie została wspomniana. Co innego Azul – pies. Bo przecież o nim nie można zapomnieć.
 Moja ocena to 3/10. Nie mam siły komentować tego, dlaczego. Po prostu w skrócie – pomysł jest dobry, ale samo wykonanie złe. I drażniąca mnie niesystematyczność. 1 punkt za pomysł na fabułę, drugi za przemianę Michaela, którego polubiłam, a trzeci za oryginalny pomysł z kończeniem rozdziału "celami" Pozytywy się kończą, więc i ja kończę recenzję.


V. [@evilision]

1 komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x