Tytuł: Akademia Anioła
Autorki: Avelen Xx & Little Lies
Gatunek: fantasy, fanfiction
Ocena: 5/10
Podchodziłam do tej
recenzji z niebywałym zapałem i radością, bo miał być to mój pierwszy blog o
tematyce fantastycznej, który miałam okazję zrecenzować. Z czasem jednak wszystko
się pokomplikowało, czytanie przestało mi się podobać, a trudności graficzne
sprawiły, że całkowicie zapomniałam o Akademii. Brak czasu, brak zachęty,
zepsuty telefon? Winę mogę zwalić na wszystko, ale faktem jest to, że wróciłam
po dość długiej przerwie, by na nowo zmierzyć się z tym opowiadaniem.
W skrócie — "Akademia Anioła" jest opowiadaniem
fantasy pisanym przez Little Lies i Avelen Xx. Pewnego
dnia jedna z głównych bohaterek — Jenny — ulega wypadkowi i budzi się w niebie,
gdzie pomimo tego, że jest człowiekiem, zostaje przyjęta do Akademii Aniołów. Druga główna bohaterka, Rose, pół-anielica, dowiaduje się o
swoim pochodzeniu w swoje urodziny i w podobnym czasie co pierwsza
z nich przeprowadza się do instytutu. Z początku fabuła przypomina mi tą prostą
i banalną — o szkole, zawieraniu nowych znajomości, dozgonnej przyjaźni,
zaufaniu pomiędzy ludźmi i w końcu — o miłości. Jednak w tym przypadku w pewnym
momencie niektóre rzeczy zaczynają się komplikować, nic nie znaczące zdarzenia
okazują się bardzo ważne, a akcja powoli zaczyna nabierać tempa.
Ale co ja będę pisać?
Trzeba to przeczytać samemu. Historia ma na razie 20 (dość długich) rozdziałów,
a obiecany w zwiastunie bunt upadłych aniołów jeszcze się nie zaczął.
W recenzji jednak nie
najważniejsza jest sama fabuła, a styl, w jakim napisane jest całe opowiadanie.
I w tym wypadku muszę potraktować osobno Avelen
Xx (piszącą, w moim mniemaniu, z perspektywy Jenny) i Little Lies (o ile się
nie mylę — Rose), bo obie różni nie tylko wiek, ale i sposób, w jaki piszą. Po
ponownym przeczytaniu całego opowiadania z łatwością wyłapywałam, która pisała
perspektywę Zayna, Liv, Dana, Liama… a perspektyw tyle, ile ważnych, wnoszących
cokolwiek do fabuły bohaterów. I momentami mi to przeszkadzało (błagam, perspektywa narratora?), a innym
razem pomagało lepiej zaznajomić się nie tylko w wydarzeniami, ale też z
uczuciami bohaterów. Dlatego w tej sprawie nie mam wyrobionego jednoznacznego
zdania.
Jeśli chodzi o Avelen, to już biorąc pod uwagę prolog,
zauważyłam, że ma tendencje do pomijania opisów i mechanicznego wymieniania
czynności w jednym rządzie, co w miarę czytania staje się nużące. Często też
zamiast opisać daną rzecz, daje link do zdjęcia, jak zrobiła z bodajże łazienką
w prologu. Bo pewnie, zdecydowanie łatwiej jest znaleźć w internecie idealne
zdjęcie, niż przez piętnaście minut pisać opis jednego pomieszczenia, prawda?
Dialogi też nie są napisane poprawnie stylistycznie. Jeden z nich, żywcem wyjęty z prologu: „-Dzień
dobry.-przywitał się-Widzę, że jednak przeszłaś test.” Poprawnie powinien on
zostać zapisany w taki sposób: „- Dzień dobry - przywitał się. - Widzę, że
jednak przeszłaś test.” Spacje, kropki, odpowiednio
dobrane wtrącenia. Dalej: „-Jenny,
zginęłaś...-przerwałam mu / -Jak to zginęłam?!-uniosłam się” Załamuje ręce. „- Jenny, zginęłaś... –
zaczął, ale przerwałam mu. / - Jak to zginęłam?! - uniosłam się.” Naprawdę,
czasem wystarczy sięgnąć po pierwszą z brzegu książkę i przyjrzeć się, gdzie
stawia się kropę, gdzie spację (choć to
powinno być chyba oczywiste…), gdzie przecinek, a gdzie zostawia się puste
miejsce. To chyba nic trudnego. Z resztą dialogi są jedną z tych rzeczy,
które mnie zniechęciła. Są długie, często nie mówią o niczym ważnym i brak im
dużej ilości wtrąceń, które informują czytelnika o emocjach bohaterów. Są miejscami
takie… nijakie, w moim odczuciu.
Little Lies natomiast ma bardziej przystępny
dla mojego oka sposób pisania. Opisy są, spacje są, przecinki też, jedyne, na
co mogę jej poradzić, to by spojrzała do książek i zwróciła uwagę na to, gdzie
przed myślnikiem stawia się kropkę i po nim zaczyna zdanie z dużej litery, a
gdzie zostawia się puste miejsce i po tym znaku kontynuuje zdanie jakby nigdy
nic. Można to jednak wyćwiczyć, bo sama miałam z tym duży problem na początku,
więc raczej nie mam się czego dalej czepiać.
I jeszcze jedna
sprawa, którą nie wiem, pod którą z was zaklasyfikować — jednym z elementów,
których nie lubię w opowiadaniach, są przerywniki dotyczące czasu, dnia,
miejsca, czyli w tym przypadku np. "*Wieczorem*". Nie, nie, po prostu
nie. Nie lubię, nie trawię, nie chcę. Takie wtrącenia można bardzo umiejętnie wpleść
w fabułę, a nie wyglądają za dobrze. Można je sobie zapisywać gdzieś na boku,
gdy pisze się rozdział, ale czegoś takiego przy pisaniu po prostu się nie robi.
(I jeszcze na szybko przed
oddaniem recenzji postanowiłam porównać sobie styl obu autorek z prologu do
tego z rozdziału dwudziestego. I o ile sposób pisania Avelen się nie zmienił, to z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że
w perspektywie Rose (pisanej przez Little
Lies) nie znalazłam żadnych widocznych błędów. Oby tak dalej!)
Wygląd bloga zmienił się od
czasu, kiedy zaczęłam go czytać, do teraz. Jego poprzednia kolorystyka była
ciemna, czarno-turkusowa, natomiast bardziej podoba mi się obecna w odcieniu
błękitu, fioletu i różu, czego nie mogę uzasadnić, bo nie wiem dlaczego tak
jest. Po prostu mi się podoba, bo tak. Jest przyjemna dla oka i jak dla mnie
bardziej pasuje do opowiadania. Szczególnie zauroczył mnie nagłówek z dopiskiem
"Umarli nie czytają listów".
A jeśli chodzi o inne
"gówna" z kategorii wyglądu, to będę narzekać na brak spisu treści.
Jest niby archiwum, ale... spis treści zawsze lepszy. Szczególnie, że
dotychczas autorki dodały 20 rozdziałów, więc naprawdę jest co czytać, a na
telefonie, na którym notabene zazwyczaj zaznajamiam się bliżej z treścią blogów,
nie ma archiwum. Uwierzcie mi
na słowo, że ciągłe przewijanie stron i szukanie rozdziałów jest cholernie męczące. (I to między innymi
dlatego, że na telefonie czytało się kiepsko i dodatkowo w początkowych
rozdziałach tekst zlewał się z tłem, recenzja pojawia się tak późno, za co będę
przepraszać na końcu.)
Z czystym sumieniem oceniam bloga
na 5. Wahałam się pomiędzy tym a 4, ale w ostatniej chwili sytuację niejako
uratowała Little Lies. Fabuła wymyślona i przemyślana (a ja znów masło maślane,
co za dzień, cały czas nie mogę się wysłowić), bohaterowie nieźle wykreowani,
styl pisania z przymknięciem oka aprobuję, wygląd bardzo mi się podoba.
Wszystko cacy, jednak nie więcej, bo po prostu czytałam lepsze rzeczy, takie z
najwyższej półki. A czy polecam Akademię
Anioła? Jeśli interesuje cię fantasy, a dodatkowo lubisz One Direstion
(Zayn x Liam, epizodycznie występuje również Hemmings z 5SOS) to nie pożałujesz
czasu spędzonego nad lekturą tego opowiadania, zapewniam cię.
Na koniec chciałam przeprosić za zwłokę. Już
od kilku dni układam długą mowę, by przeprosić za nieobecność, ale gdy teraz
siadłam, by to napisać, po prostu stwierdziłam, że nie ma po co. Bo kogo to
obchodzi? Po prostu przepraszam. Dużo czynników przeszkodziło mi w tym, by móc
przeczytać to opowiadanie, a już tym bardziej nie miałam możliwości, by
zrecenzować to na bloggerze.
Do następnej recenzji, mam nadzieję, że już niedługo,
Do następnej recenzji, mam nadzieję, że już niedługo,
V. [@evilision]
Bardzo dziękujemy za recenzje ! Postaram się poprawić moje 'umiejętności' pisarskie, i wcielić w życie twoje rady i spostrzeżenia.
OdpowiedzUsuńAvelen Xx & Little Lies